O tym, … jak Homo erectus agaty odlewał.
Przed laty, kiedy nazbierałem dość skamieniałych plastrów
wyrobionej gliny, fragmentów (skorup) form glinianych po gotowaniu mięs i
tychże skamieniałych mięs po ugotowaniu napisałem cykl esejów p.t. „Jak Homo
erectus garnki lepił”.
Bo lepił, tyle że nie lepił naczyń do których wkładał
produkty do gotowania lub pieczenia a oblepiał je gliną. Robił to zarówno z
mięsem jak i przetworami roślinnymi, które oblepiał z zewnątrz gliną w formie
otwartej, odwracał i wstawiał do komory grzewczej do gotowania lub pieczenia.
Teraz, po zmyśleniu odlewania „krzemieni” miałem się
dowiedzieć, jak nasz przodek odlewał „agaty”. Piszę w cudzysłowie, bo agat to
krzemionka w „świecidełkowej” postaci czyli ozdoba każdej kolekcji minerałów a
wyrób Homo erectusa to przecie tworzywo sztuczne i być minerałem nie
może. Co najwyżej może być zabytkiem Kultury Materialnej Ludzkości. No chyba,
że kto jeszcze o Epoce kamienia lanego nie słyszał.
Jako „świecidełko” jest sprzedawany przez fachowców i
kolekcjonerów w niewiedzy okrutnej. Tak jak septarie i krzemień pasiasty ten
„agat” jest wystawiany publicznie i sprzedawany jako minerał.
Jak powszechnie wiadomo, zdrowie mnię sie podupadło. Do łażenia
po polach za zbiorami, do dźwigania zdobyczy, to i nogi u mnie za krótkie a i
kręgosłup pogruchotany. Jestem emerytowanym bezrobotnym, zatem kilka razy w
roku z workiem oszczędności odwiedzam ja fachowca, aby uszczęśliwić Czytelników
swoimi wynalazkami i wymysłami.
Tak, ja do tego interesu dokładam – to, że „Homo erectus
tu był” polskiego Rządu nic nie kosztuje.
A było tak.
W zakładzie szlifierskim gotowych eksponatów mnóstwo.
„Świecidełek” tyle, że oczy bolą a ja jak mnie znacie, wybrałem te najbrzydsze
a łatwo nie było.
Leżały w pudle z agatami, co je fachowiec zwał, że są z
Brazylii.
Jeden, co go zaraz opiszę i drugi, skamieniałość, co ją sfotografować
i opisać potomnym trzeba, bo charakterystyczna tzw. znacząca lub przewodnia.
Ale tego fachowcowi nijak wytłumaczyć się nie da. Nawet nie
próbowałem. Wyszło na to, że ani jeden ani drugi kamień agatem nie jest, no
chyba, że ten drugi potraktować jako agat ze skamieniałości.
Znacie mnie, do kamieni z dziurami ręce wyciągają mnie się same.
Gnębi mnie odwieczne pytanie, skąd te dziury w kamieniu?
Ale już na pierwszy rzut oka zobaczyłem powierzchnię
zewnętrzną sztucznego krzemienia obranego ze skorupy glinianej na zimno, po
zastygnięciu masy w kamień. Moją uwagę zwrócił też biały nalot na ściankach
otworu, przecież to utwardzacz (mocz) związany z tworzywem na powierzchni,
pomyślałem.
fot. 1. Przekroje "agatu". Z lewej strony przez matową powłokę zewnętrzną prześwieca światło. Rozświetla wewnętrzne przezroczyste (szkliste wnętrze). W środku widoczny otwór główny od wstrząsania osiowego. Od niego w przekroju i w głębi odśrodkowo wyrzucane krople mocznika, dziś puste pęcherze. Biały osad na ścianach otworu i pęcherzy to ślady wylanego ze środka mocznika.
W domu położyłem zakup przed monitorem, wzrokiem
diagnozowałem ten niezwykły przypadek. Ale jak tu diagnozować, skoro obiekt
jest „świecidełkiem”, mami wzrok i mąci umysł. Syciłem oczy przezroczystymi i
półprzezroczystymi fragmentami masy sztucznego krzemienia. Wierzchnie (środkowe
w przekroju bryły) warstwy przekrojów były przezroczyste jak szkło, w głębi
widziałem półprzezroczyste fragmenty ledwie zmącone czernią ale słabą i brudną.
Wyróżniałem całe segmenty przezroczyste i fragmenty o różnym nasyceniu czernią.
Znajdowałem też mniejsze otwory i pęcherze w bryle. Cała objętość kamienia była
podzielona smugami powstałymi przez te pęcherze.
To masa sztucznego krzemienia wstrząsana, nie mieszana
zdiagnozowałem.
fot. 2. Widok ogólny bryły spiętej gumką. Z lewej skos, powierzchnia robocza tłuka do ziarna. Z prawej otwór od patyka a do zalania zawartości utwardzaczem.
fot. 3. Zbliżenie na otwór. Rysunek przekroju wskazuje na użycie drzazgi drewnianej.
Kiedy już się napatrzyłem, zacząłem oglądać kamień na
powierzchniach zewnętrznych. Zauważyłem z boku otwór, co go sztuczny krzemień
a wstrząsany powinien mieć i miał. Po włożeniu drutu w otwór okazało się, że
zmierza i wystaje w środkowym (głównym) otworze. Ten otwór był do otwarcia
objętości ugotowanego tłuszczu, otwarcia skorupy glinianej i zrobienia patykiem
pustej przestrzeni w środku dla zalania, pomieszczenia utwardzacza.
Z mojego opisu wyrobu gotowego wynika technologia wyrobu,
kolejność czynności na wyrobie;
- gotowanie porcji tłuszczu, tu dużej porcji ulepionej z
przegotowanych tłuszczów. Tej porcji wykonawca nie kroił z surowego tłuszczu.
Porcja została zalepiona cienko w wyrobionej glinie.
- po zagotowaniu i wyjęciu formy z komory grzewczej,
wykonawca uszkodził skorupę formy w wybranym miejscu. Z tego miejsca oderwał
małe kawałki popękanej formy, tyle, żeby pomieścił się przygotowany patyk.
- wsadził patyk do środka ale nie do końca tylko do połowy
głębokości formy. Poruszył końcem patyka w środku, płynny gotowany tłuszcz
ulewał się z formy przez otwór. Zrobił tym sposobem miejsce na utwardzacz.
- wyjął patyk i otwór zalał utwardzaczem (moczem),
Rys. Schemat wstrząsania, mieszania składników odśrodkowo - wzdłuż i w poprzek wyrobu.
1 - otwór wlewowy utrwalacza.
- teraz dłonią wstrząsał wyrobem, najpierw wzdłuż osiowo,
następnymi ruchami wstrząsał w poprzek osi bryły.
- a na końcu popełnił błąd – wylał ze środka utwardzacz.
Gdyby pozostawił go w środku następowało by samoistne
absorbowanie utwardzacza (wnikanie i rozpuszczanie) w tłuszczu. W miejsce
utwardzacza dostało się powietrze a schłodzone utwardzaczem powierzchnie
utrwaliły się na zawsze. Pozostał duży otwór osiowy i mniejsze otwory
wskazujące drogę kropel utwardzacza podczas wstrząsania. Białe ślady na obwodzie,
przy ściankach formy to dziś puste pęcherze. Zarówno duży otwór, jak i pęcherze
są wadą wyrobu, zabrakło utwardzacza i objętość wyrobu jest niejednorodna.
- po związaniu tworzywa w kamień, wykonawca potłukł skorupę
glinianą, uwolnił wyrób ze środka.
fot. 4. Widoki, zbliżenia powierzchni roboczej tłuka.
Patrząc pod Słońce zobaczył w bryle warstwy
przepuszczające i nie przepuszczające światła, zobaczył bubel, którym nam przyszło
się zachwycać. Ale odlewu z tworzywa krzemiennego nie wyrzucił. Widoczny,
wypracowany skos na jednym końcu świadczy o tym, że go używał do tłuczenia
ziarna.
Dziś pracuje na siebie jako „świecidełko” bez żadnego praktycznego
zastosowania.
Fot. 5. Widok, przekrój "agatu" (?).
fot. 6. Widok objedzonej, podziobanej powierzchni zewnętrznej efekt "papuziego dzioba".
fot. 7. Od spodu pośród drobnych dziobnięć kuliste ślady żerowania innych ślimaków małych i dużych.
Drugiego „agata” też pokażę. Bo to skamieniałość przewodnia,
wypełnienie krzemionką po skamieniałym ślimaku jednotarczowym sprzed 400-300
milionów lat.
Ślimak jednotarczowy co roku ze wzrostem masy organizmu
musiał wymieniać muszlę na większą,. Ale potrwać to musiało tydzień lub dwa. W
tym czasie był bezbronny a dopadły go małe ośmiornice lub belemity, takie na
palec, nie większe. Objadły go ze skóry na grzbiecie a od spodu także ślimaki z
rodziny. Gnijący organizm rozpuścił się w wodzie na dnie morza. W mule
pozostała po nim dziura ze ściankami pojedzonymi przez głowonogi (efekt
„papuziego dzioba” i efekt „ślimaka”), jak widać. Krzemionka nasycając dno
morza natrafiła w mule na dziurę, którą natychmiast zamieszkała. Z upływem dni
i spadkiem temperatury, co ją miała od magmy z wulkanu zaczęła w dziurze
krystalizować. Krystalizowała od zewnątrz do środka z czasem i warstwami. Przy
okazji rozdzielały się w krzemionce dodatkowe składniki tworząc kolorowe
warstwy.
W opisywanym przykładzie warstwy zewnętrzne są ciemnoszare, w
głębi jasne a w środku pomarańczowe.
Gdyby krzemionka przeniknęła do całego jeszcze organizmu, w
krzemionce mielibyśmy utrwalone kształty i kolory narządów wewnętrznych –
wielka to rzadkość!
Gdyby krzemionka wniknęła w rozkładający się organizm (w
papkę), w obrazie wypełnienia mielibyśmy struktury krystaliczne kwarcu z dziurą
w środku i kryształami na powierzchniach tej dziury – w masie padłego organizmu
znalazły by się jądra koncentracji dla krzemionki, powstawały by kryształy
kwarcu.
W pustej dziurze po ślimaku krzemionka nie znajdowała
pretekstu do krystalizacji, krystalizowała drobnokrystalicznie lub, jak kto
woli bezpostaciowo i tyle.
W pierwszym przykładzie w przekroju nie widać żadnych warstw
krystalizującej bezpostaciowo krzemionki ani kryształów w środku, w otworze.
Bo to nie agat żaden i krzemionki w nim nie ma. To tworzywo
krzemienne (sztuczne!) produkcji Homo erectusa.
Ale, że oba „agaty” leżały w pudle z agatami brazylijskimi,
to mnie zastanawia.
Bo ślimaki jednotarczowe żyły wtedy w jednym na Ziemi
Wszechoceanie, znaczy, że na dnie wyniesionej dziś Brazylii być mogły.
Tylko, czy i kiedy bywał tam Homo erectus? Być to nie może
ale słowo NIE pozostawiam uczonym. Przecie
to nie ja, to fachowiec orzekł, że to agat, i że z Brazylii.
Może to zwykły błąd fachowca przy przekładaniu kamieni po
szlifowaniu ale nie wykluczam wszystkiego najgorszego dla uczonych.
UWAGA !
Powyższy, śmieszny esej nie może być podstawą do składania
wniosków o granty na poszukiwanie Homo erectusa w Brazylii.
Chociaż, jak słychać w szumie informacyjnym jaki idzie przez Internet, w
Polsce różne śmieszne a naukowe i finansowe cuda są możliwe.
Komisję Weryfikującą Tytuły Naukowe powołać trzeba czyli w
Polsce zda się.
Tytuł naukowy jako samouk sam sobie nadawałem i nikt mnie
nad głową szumieć nie będzie.
Foto autor s. hab. Roman
Wysocki
08.10.2017. Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.