Odlewanie krzemieni odc. 2.
Emocje związane z nowym znaleziskiem zmuszają mnie do
sięgnięcia, do stosów kamieni zalegających chałupę po kątach. Tak i nadszedł
czas na kamień odłożony przed 10 laty. Bo w nim są odpowiedzi na pytania, które
zadawałem sobie w odc.1, będziecie zdumieni.
fot. 1. Przyłożyłem kątownik i bardzo się zdziwiłem, każdy się zdziwi.
Kamień odłożony pod prozaicznym pretekstem – kąt prosty w
naturze nie występuje a jeśli już to tylko w strukturach krystalicznych i
powtarzalnych, i w wyrobach człowieczych, znaczy cywilizacyjnych.
Do pomiaru dokładności wykonania płaszczyzn pod kątem
prostym i fotografii posłużyłem się precyzyjnym kątownikiem. Nie fotografowałem
pod Słońce, szkoda matrycy cyfrowej ale i tak wystarczy – jest na co popatrzeć.
Płaszczyzny też nie są idealne ale chylę głowę.
Kamień, jak wszyscy widzą jest szaro burym krzemieniem,
fragmentem czegoś dużego. Tym razem w znalezisku nadzwyczaj dobrze zachowały
się fragmenty powierzchni zewnętrznych, znalazły się też ślady w środku masy
kamienia, wśród ubytków. Płaszczyzny nie są obrabiane ale na jednej z nich, tej
czystej widoczny jest odlewany kamień.
fot. 2. Widok ogólny znaleziska z jednej strony, krawędź przecięcia
płaszczyzn u góry. Eksponat odwrócony - tak wygląda powierzchnia
odlewanego krzemienia. Pas widoczny u góry to schłodzony materiał
pierwszej porcji tłuszczu. Dalej w dół gęstniał i nie przylegał do
ściany formy, musiał być nagarniany mieszadłem.
fot. 3. Druga płaszczyzna odlewu z rynny, formy. Z góry po prawej
ubytek, do dołu pod kątem na lewo przez całą długość pęknięcie
materiału. To pierwsza porcja lanego tłuszczu, u góry druga dolana.
Ten kąt określa pochylenie rynny podczas nalewania płynnego tłuszczu. Lustro cieczy utrzymuje poziom.
Te zachowane powierzchnie zewnętrzne nie są naturalne i
schodzą się ze sobą tworząc kąt prosty ze wszystkimi widocznymi
niedoskonałościami ręcznej roboty. Powstały one w formie i są odciskami formy
na tłuszczu stygnącym pomiędzy ścianami.
Najpierw została zrobiona forma w kształcie prostokątnej
rynny zamkniętej z jednej strony ścianą (w domyśle).
Oczywistym jest, że kombinowałem sobie z przyłożonymi do
siebie płytami zrobionymi z gliny. Nic z tego, taki układ nie zapewnia
potrzebnej szczelności, tłuszcz wyciekał by przez szpary i nierówności.
Obie ściany kąta prostego różnią się od siebie kolorem i
fakturą. Zakładam, że najpierw nasz przodek wykonał prostokątną płytę na jedną
ścianę. Po wyklejeniu i wysuszeniu do niej dołożył drugą mokrą płytę, docisnął
dla szczelności do pierwszej i dopiero wtedy sklejone ściany suszył w komorze
grzewczej. Stąd i wilgotność inna, i przyleganie tłuszczów inne na obu bokach
ODLEWU.
Wypadało więc, żeby nasz przodek wylepił rynnę z dobrze
wyrobionej gliny i wysuszył w komorze grzewczej. Tak i zrobił, przecież
wylepiał formy do pieczenia chlebów luzem lub na cieście uformowanym do wypieku
– esej „NACZYNIA”.
Zatem wlewał tłuszcz do rynny ale wcale nie miał na myśli
dużej bryły przetopionego i zastygłego tłuszczu, no chyba, że był smakoszem
chleba ze smalcem, jak ja. Miał na myśli bryłę krzemienia i to już, tu i teraz.
WLEWAJĄC TŁUSZCZ DODAWAŁ UTWARDZACZA DLA ZWIĄZANIA
TŁUSZCZÓW – ZWIĄZKÓW KRZEMU NIE WIADOMO MI JAKICH.
I do tego służyło mieszadło opisane w poprzednim odcinku, i
ceremoniał mieszania gęstego płynu jakim był przetopiony i stygnący tłuszcz.
Pośpiech przy mieszaniu składników TWORZYWA wymuszał też utwardzacz.
Tłuszcz zastyga na smalec w ciągu kilkunastu minut, nieraz nieco
dłużej w zależności od masy i temperatury otoczenia. Wtedy też można wrzucić
smażoną cebulkę, przesmażone mięso mielone, duszone grzyby i.t.p. i zamieszać.
Później już nic nie da się zrobić, bo będziemy mieszać scalony smalec i wpuścimy
do środka powietrze, zepsuje się wraz z zawartością. Przedstawiłem prostą
analogię, bo ćwiczyłem ją wielokrotnie.
fot. 4, 5. Widok ogólny na powierzchnię górną znaleziska i ubytek
tylnej części. Ta powierzchnia zgarniana była brzegiem na długości
szpatułki, 5 - z lewej na dole fałdy zgarnianego materiału. W
szczegółach widoczne jest zagłębienie po szpatułce drewnianej, wybranie
materiału (dół) i bruzdy ciągnące się w lewo, w dół.
Mieszanie samych tłuszczów i to w formie nie ma żadnego
sensu a z utwardzaczem jest jak najbardziej celowe i uzasadnione potrzebą
równomiernego połączenia mieszanych składników, rozprowadzenia utwardzacza w
masie płynnego jeszcze tłuszczu i to szybko.
Co znowu! Znowu namieszałem, teraz dopiero będzie.
Już nie piszę półsłówkami ani pytaniami, piszę otwartym
tekstem o utwardzaczu i krzemieniu jako wyrobie gotowym tego procesu.
Teraz zwrócę Waszą uwagę na ślady pozostawione przez Homo
erectusa, sprawcę zamiany tłuszczów w krzemień.
Na jednej z powierzchni bocznych, na płaszczyźnie widoczne
jest pęknięcie na całej długości i na całej długości jest ono pod kątem tu ok.
20 st. do krawędzi drugiej powierzchni. Patrząc po linii pęknięcia na przełom z
jednej strony widzimy ok. 10-12 mmm. przełomu w kącie prostym a powyżej tego
dolana druga porcja tłuszczu. Patrząc na przełom w drugim końcu znaleziska
widzimy w kącie prostym przełom jednorodny grubości 5-6 cm. Wielkość tych
przełomów pokrywa się dokładnie z linią pęknięcia na powierzchni bocznej.
W szerszym końcu znaleziska, w ubytku widoczny jest wierzch
pierwszej porcji i nieczystości. Jest to płaszczyzna pierwszego wylewu
wystająca spod drugiej wierzchniej porcji widoczna w ubytku dolewki.
Znowu mamy tu do czynienia z pochyleniem formy do zalewania,
nalewania tłuszczu i znowu z kolejnymi porcjami dolewanego tłuszczu, znowu z czynnością mieszania składników. To się
nazywa powtarzalność zjawiska, tu czynności technologicznych i narzędzi; formy i mieszadła.
fot. 6. Zbliżenie na ubytek czuba znaleziska. Pozycja znaleziska
odwrócona, trójkąt u góry to poziom tłuszczu po wylaniu pierwszej porcji
tłuszczu. Poniżej materiał drugiej porcji. Te materiały nie zostały
wymieszane, był mieszany tylko materiał dolewki. Jasne plamy i plamki to
ślady pozostawione w masie wyrobu przez mieszadło (szpatułkę).
fot. 7. Widok przełomu na końcu znaleziska, cały przełom to materiał
jednorodny z pierwszej porcji wylanego tłuszczu. Różnica poziomów tego i
poprzedniego przełomu określa kąt nachylenia formy, rynny.
Na drugiej powierzchni bocznej kąta prostego pierwsza
warstwa tłuszczu wylała się równomiernie w korytku ale następna wygląda na nie
dolaną, odstawała od płaszczyzny. Trzeba ją było nagarniać do ściany formy i
nasz przodek nagarniał ją drewnianą szpatułką – w tym znalezisku mieszadła w
środku brak, bo robota doczekała się końca, nie było wypadku przy pracy, jak
poprzednio.
Ale patrząc z góry na powierzchnię zewnętrzną, zagarniętą całą
długością szpatułki, widoczne są i ślad
(wgłębienie) końca szpatułki (płaskiego patyczka), dół po wybranym, przemieszczonym materiale i ślady bruzd i brudów w
bruzdach podczas mieszania i nagarniania tłuszczu na tę stronę formy.
Technologia powtarzalna i stosowana, do czego?
Odpowiem od razu, do wykonania ostrza radła, pługu czy jak by
to zwał. Bo też nic innego nie przychodzi mi do głowy. Moje przypuszczenia
widoczne są w obniżeniu jednego końca znaleziska.
To obniżenie pod kątem zmierza do czuba kamienia tworząc
ostry szpic narzędzia (żądło), ten czubek jest w znalezisku odłupany. Ale
widoczne jest wykonanie tego obniżenia przez łupanie krzemienia metodą „łuskania”
tj. odłupywania odłupków od rdzenia po obwodzie, na okrągło.
fot. 8. Widok czuba znaleziska;
1 - powierzchnie zgarniane krawędzią szpatułki, formowanie kształtu czuba na całej jego długości.
2 - ubytek ostrego szpica, żądła.
3 - pas łupania, łuskania kamienia wykonany na gotowym wyrobie, po
związaniu materiału. Podczas zgarniania powierzchni 1, na krawędzi z
powierzchnią górna tworzyły się nadmiary (fałdy) materiału. To trzeba
było zlikwidować ale już na krzemieniu.
4 - w powierzchni górnej widoczna plama nie przetopionego tłuszczu.
5 - na powierzchni górnej widoczne fałdy materiału, tłuszcz gęstniał a czasu brakowało.
fot. 9. Dogodna pozycja do pokazania "łuszczenia" po obwodzie.
Być może metoda nie jest znana uczonym a ja spotkałem się z
nią wielokrotnie w zużytych rdzeniach krzemiennych. Po odłupaniu n odłupków
nasz przodek wykonywał kilka kolejnych odłupań na obwodzie (łuskanie). Takie
miejsca są wypolerowane od polerowania stożków na długości ostrzy oszczepów.
Wklęsłe odłupania i bez żadnych ostrych krawędzi doskonale się do tego nadawały
i pasowały a zbędny już materiał został jeszcze raz wykorzystany.
Prawdziwi myśliwi, wieczorami przy ognisku, zajmowali się
tylko polerowaniem ostrzy (stożków) swoich oszczepów i słuchaniem bajek. Tak
wypolerowane ostrza oszczepów gładko wchodziły w ciała ofiar, zdobyczy.
Materiał krzemienny znaleziska jest przetopionym pierwotnie
tłuszczem ale nie dogotowanym do końca, kolor szary półprzezroczysty a na
wierzchu znaleziska jaśniejsza plama nie przegotowanego tłuszczu ale nie
surowego.
Z czekaniem na kamień nie było problemu, po kilku godzinach
lub dniach krzemień był związany i gotowy do łupania albo użycia.
Tak w skrócie wygląda mienianie tłuszczów w krzemień. Sztuczny
kamień ale nie wygniatany w porcje, jak poprzednio i nie czekany dziesiątki lub
setki tysięcy lat aż skamienieje.
Naszych przodków z Neolitu nie podejrzewam ani o odlewanie
sztucznego krzemienia, ani o łupanie żądła radła na znalezionym krzemieniu. Do
tego potrzebna by była ciągłość przekazu a ciągłości brak. Nawet jeśli znalazł
odpowiedni sztuczny krzemień po Homo erectusie, to i tak nie wiedział,
co z nim zrobić.
P.s. Od tygodnia jestem zasłużonym emerytem a nie bezrobotnym
i bez emerytury. Teraz mogę sobie pohulać po Paleolocie, a co?
foto autor. s. hab. Roman
Wysocki
17.02.2016 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.