Odlewanie krzemieni odc.13.
Krzemień (sztuczny) prażony.
Eksperyment.
Mam ograniczone możliwości badawcze ale to, co zamierzałem,
to i zrobiłem.
Zrobiłem test zakładając, że krzemionka stopi się w żarze
paleniska w piecu grzewczym na drewno a jeśli sztuczny krzemień jest związkiem
węgla, to się spali.
Kiedy na koniec grzania w piecu osiągnąłem optymalną
temperaturę ok. 900 st.C w palenisku umieściłem;
1.
Próbkę sztucznego krzemienia barwy
szaro-beżowej – za duża, przesadzona zawartość utwardzacza.
2.
Próbkę barwy czarnej – minimalna
ilość utwardzacza i właściwa(!).
W teście zakładałem, że na wierzchu żaru w palenisku, w
niebieskim płomieniu osiągam temperaturę
800-900 st.C.
Po ok. 0,5 min. próbka pierwsza zaczęła strzelać odpryskami.
Po całym palenisku i na zewnątrz przez otwarte drzwiczki strzelały rozżarzone
odłamki wielkości ok.5-6 mm. Zrobiło się niebezpiecznie, odsunąłem się od
pieca, sięgnąłem po okulary.
Druga próbka przybrała kolor rozżarzonych węgli palonego
drzewa i pozostawała w spokoju. Nie chciała się przetopić ani spalić. Dodałem
więc następną też czarną z minimalną zawartością utwardzacza. Przez kilka minut
obserwacji z obu czarnymi próbkami nic się nie działo, zamknąłem i zakręciłem
piec.
fot. 1.Czarne jest białe, wystarczy białe (mocznik) wypędzić ze środka.
Dla porównania przypominam znane zdjęcie fragmentów sztucznego
krzemienia z wystąpieniami utwardzacza na powierzchniach, następowały
przez dziesiątki i setki tys. lat.
Następnego dnia, po ostygnięciu pieca wybierałem popiół z paleniska
i z dołu pieca, spod paleniska. Zdziwiłem się bardzo, kiedy na szufli
usłyszałem stukot kamieni; to były nie przetopione ani nie spalone dwie próbki
czarnego sztucznego krzemienia. Odłamków pierwszej próbki – tej z szarego
krzemienia – nie znalazłem. Prawdopodobnie odłamki rozpadały się dalej na
drobne
cząsteczki, zaginęły w popiele.
Moje zdziwienie było jeszcze większe, gdy z popiołów
wydobyłem nienaruszone próbki czarnego krzemienia, bo kamienie były białe,
całkiem białe i połyskujące na gładkich powierzchniach. W procesie zostały
pokryte emalią tak, jak fragmenty
odlewanych krzemieni w miejscach nadmiaru utwardzacza.
Test mogłem uznać za nieudany ale biała emalia na
powierzchniach tych kamieni wskazywała na to, że cała zawartość utwardzacza w masie
kamieni została wydobyta na ich powierzchnię i ta koncentracja utwardzacza jest
widoczna.
Jest widoczna bardziej niż w prezentowanych wcześniej
fragmentach, na przełomach sztucznych krzemieni.
W tamtych kamieniach utwardzacz przez setki tysięcy lat naturalnie
wyodrębniał się z kamieni na ich powierzchnię. Tworzył półprzezroczyste białe
opalizujące powłoki lub nalot.
To te powłoki, symptomy występowania utwardzacza, pozwalały
mi zboczyć w dociekaniach do sztucznego krzemienia.
Zatem test, choć nieudany, wykazał efekt niezamierzony ale bardzo
znaczący. Bo po ok. 0,5 godz. prażenia uzyskałem efekt wystąpienia utwardzacza
znacznie większy od tego, który następował naturalnie przez setki tys. lat.
Ja się z tego cieszyć, bo pozostawiam uczonym kilka doktoratów
do napisania – temat – zawartość krzemionki w krzemieniu, w tym naturalnym i w
tym sztucznym. W swoim piecu grzewczo-badawczym nie osiągnę nic więcej. Oni mają
dość aparatury do kontynuacji badań, do zabawy w krzemienie.
Tylko, kto im da sztuczny krzemień, bo ja nie dam. A to, z
wdzięczności za dotychczasową pomoc i brak współpracy. Torby w garść i w drogę,
w pole i do roboty!
Zakupy.
Zawziąłem się sam w sobie i na siebie. Musiałem sprawdzić, czy
się mylę w swoich dociekaniach.
Wybrałem się więc na zakupy, po materiał porównawczy, do
Nowego Kościoła, po następne przykłady i w nadziei, że zobaczę prawdziwy
krzemień pasiasty.
Niestety wśród tych kamieni, które mi pokazywano i sprzedawano
nie było krzemieni pasiastych. Jako krzemienie pasiaste proponowane są
skamieniałości stromatolitów i sztuczne krzemienie wykonywane przez Homo
erectusa, zobaczcie sami.
Ładne wzory i regularne przemienne warstwy OŚLEPIAJĄ
skutecznie, zatem ogłupiają, pozbawiają myślenia. Spostrzegawczość oglądających
gubi się we wzorkach, bo takie to ładne.
fot. 2-4. Fragment przekroju klasycznego "krzemienia pasiastego".
Kolejne fotografie przedstawiają malunki od prawej, przez środek, do
lewej. Im dalej od ścian formy, tym mniej wzorków, pasy i smugi.
Centralnie tworzywo nie wymieszane, na krańcach z obu stron widoczne zawracanie kijka.
W prezentowanym eksponacie widoczne są ruchy patykiem w
formie z gorącym tłuszczem zalanym mocznikiem. Wykonawca, jak w zwyczaju,
dostosował swoje czynności do kształtu formy, czyli połcia słoniny. Ta porcja
tłuszczu też miała płaski kształt, mieszał więc zawartość najpierw po ściankach
formy (od środka) stąd nie widząc występów obijał o nie patykiem, mieszadłem,
wynikiem były kolejne „kwiatki i wzorki” od uderzeń i zaczepiania końcem
patyka. Materiał wymieszany na obwodach gęstniał, to też czuł w oporze na jaki
napotykał patyk w czasie mieszania. Mieszał więc bliżej środka ruchami w jedną
i w drugą stronę, bo nie napotykał oporu. Ale nie mieszał w środku, tam
pozostał jasny owalny rdzeń z nie wymieszanym nadmiarem utwardzacza.
Gdyby forma miała kształt cylindryczny, powstał by wir
płynnego tworzywa i środek płynnej jeszcze masy wymieszał by się samoistnie.
fot. 5-9. Stromatolit oferowany jako krzemień pasiasty.
Mnie też oślepiły te śliczne wzorki na pierwszy rzut oka w
zakupie „krzemienia pasiastego”. Dopiero w domu po dokładnym obmyciu doszedłem,
do tego, że pasiasty, warstwowy rysunek, to kolejne warstwy żywicy, substancji
absorbującej węglan wapnia. Z tyłu obrazu, po odczyszczeniu zobaczyłem powłokę zewnętrzną
stromatolitu.
To była pierwotna gąbka, jej skamieniały, węglanowy tors
(wypełnienie?) pokrywały kolejne warstwy płaszcza ochronnego (muszli). Przez
rok każda warstwa żywicy absorbowała węglan wapnia ale nie do końca, pod spodem
pozostawała nie przetworzona. Tych warstw naliczyłem ok. 35., czyli odczytałem wiek
tego osobnika.
Pomiędzy warstwami węglanu wapnia, tam gdzie nie dotarł
węglan wapnia pozostawała skamieniała żywica, materia organiczna nasycona krzemionką tworząca ciemne smugi. Stąd i wrażenie
krzemienia pasiastego ale z krzemieniem pasiastym nie ma to nic wspólnego. Skoro
jest skamieniałym stromatolitem z kieleckiego, skamieniałością z okresu Triasu
lub Kredy.
Cała moja teoria powtarza się w drugim przykładzie tyle
tylko, że trzon skamieniałości, organizmu gąbki, jest ostrym stożkiem (inny
gatunek).
fot. 10, 11. I następny stromatolit. W obu przypadkach pokazuję zewnętrzne uwarstwienie powłok węglanowych.
Obrazu prażonego sztucznego krzemienia dopełniają następne
zakupy artefaktów; to porcje tłuszczu przetopionego w glinie, wymieszanego z
mocznikiem i zakrzepłego tworzywa. Po zakrzepnięciu wrzucone i pozostawione (spalone) w ognisku.
Tu utwardzacz też wystąpił na powierzchnię, ale że był
zalepiony w glinie, to i z gliny nie mógł się wydostać, tworzy w znalezisku
jasną warstwę pomiędzy gliną ale w skamieniałym tworzywie. Nie ma go na powierzchni
ubytków, bo te powstały później, po wyjęciu z ogniska (współcześnie?).
Współczesne wystąpienia utwardzacza, mocznika, występują na
powierzchniach jako żółty lub rudy nalot (erozja atmosferyczna, wzrost temperatury
na powierzchniach ciętych tarczą szlifierską).
fot. 12, 13. Ta bryła sztucznego krzemienia w formie glinianej, po
skrzepnięciu została wrzucona do ogniska. Tam prażyła się a mocznik
zgromadził w tworzywie pod powłoką glinianą. Na fot. 12 ubytek
współczesny, dlatego wystąpienia mocznika nie ma na jego powierzchni.
W kolejnym zakupie krzemienia też trafiłem na sztuczny
krzemień. Symptomami sztuczności czyli mocznika w zawartości znaleziska jest
tenże opisywany współczesny nalot na powierzchni przecięcia bryły i pajęczyna
(siatka) pęknięć w masie tworzywa. Następują one podczas naciskania, zgniatania
bryły, kiedy już zgęstniała, kiedy była już galaretą.
fot. 14, 15. Kolejny przykład sztucznego krzemienia, wyjątkowy, bo
pokazuje siatkę pęknięć w tworzywie. Następowała na skutek ugniatania
tworzywa w fazie galarety.
To poznaliśmy w odlewni nr.2 (Bełczyna), gdzie Homo
erectus praktykował formowanie kształtów wyrobu przez ugniatanie bryły, zbyt
długo na formowanym i stygnącym materiale, na stygnącej galarecie a ta niewidocznie
pękała. Te pęknięcia, siatka pęknięć ujawniała się po skamienieniu.
A na deser piękny, duży spalony odłupek ze sztucznego krzemienia, wtedy
wykonany, używany a zużyty (stępiony i poszczerbiony) wyrzucony do
ogniska.
fot. 15, 16. Wystąpienia utwardzacza na odłupku wrzuconym do ogniska
- wtedy(?). U góry prosta krawędź tnąca, na dole krawędź tnąca po łuku,
obie tworzyły ostry szpic z lewej. Krawędź z prawej tępa z odcięcia.
Kolejny odłupek wtórny niezgodny z nauką(!).
P.s. Ten odcinek zajął mi wiele czasu.
Słotna, deszczowa jesień w pełni, słońca do fotografowania
brak, a jak już jest to czekają na nie także kamienie na polach, grzyby w lesie
i nie porąbane drzewo na zimę.
Pisałem już, że zmyślam sobie zjawiska, które muszę potem
dokumentować znaleziskami. Tak stało się i tym razem, dowodów musiałem szukać
po polach Lubomierza oraz w sprzedaży w Nowym Kościele ale znalazłem to, czego
potrzebowałem.
Stąd też moje podziękowania dla Pani Halinki z Lubomierza;
za gościnę, wiele fantów z krzemienia i pracę przy zbiorach w terenie. Także
podziękowania dla Pana Piotra Sarula z Nowego Kościoła, za cierpliwość i
udostępnienie obiektów do zdjęć.
Są jeszcze dobrzy ludzie na tym Świecie i wcale nie są to
uczeni.
foto autor. s. hab. Roman
Wysocki
02.11.2016 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.