Roztwór stały w kamieniu.
Szanowni Czytelnicy a Widzowie.
Piszę Widzowie, bo na Waszych oczach robię naukowe fikołki w
absolutnej izolacji i obojętności Świata naukowego. Ale wiem, że mnie kiedyś
dopadną, wsadzą w blaszane pudło i wystrzelą w Kosmos, daleko, jak najdalej.
Jestem pokręconym prostakiem, moja baza naukowa, ta
teoretyczna i ta warsztatowa - żadna. Ogarniam Świat zmysłami, dedukcją i
intuicją.
Ale to wystarczyło mi do wejścia w głąb kamieni, pomiędzy
cząsteczki i atomy, i buszowania tam z Wami przez setki tys. lat. Na Waszych
oczach opisywałem, ilustrowałem procesy chemiczne dotyczące tkanek organicznych
najpierw w postaci tkanek mięsnych lub roślinnych, potem w skamieniałościach,
aż po pył kosmiczny z tychże.
Opisywałem cały Świat organiczny na jego kolejnych etapach;
jestestwa za życia osobnika i życia po śmierci w kamieniu aż po pył ostatni.
Roztwór w „krzemieniu”.
Zacząłem ten esej bardzo grzecznie i oględnie. To znaczy, że
coś uknułem dla uczonych ale nie mam pewności czy oni tam siedzą przed
monitorami.
Znowu będzie krzyk, jak powiadają, krzyku będzie co nie
miara.
Jestem wzrokowcem i analitykiem. To znaczy, że nie tylko
gapię się na kamienie ale i obracam w myślach na wszystkie strony, zwracam
uwagę na szczegóły do przemyślenia, do analizy myślowej, do dedukcji.
Intuicja mnie przy tym nie zawodzi, wystarczy, że coś jest
nie tak, jak stoi zapisane w księgach albo nie ma tam żadnych wieści.
A co, jak brak wieści na temat, spytacie?
Wtedy mam pole do popisu, szaleństwo wyobraźni i nieuprawnione
wnioski dookoła głowy albo i w środku, tego nie wiem. Ale wiem, że nie znam na
to dnia ani godziny, to przychodzi samo i żyć nie daje.
Tak było, po ostatniej prezentacji obrazów golonki
ugotowanej na kamień ale dopiero po zadaniu utwardzaczem. Za tym obrazem ciągną
się następne ale wcześniejsze obrazy, wracają tamte przemyślenia.
fot. 1-3. Musiałem sobie zadać pytanie - nalot to czy mikro kropelki?
Przez lata pośród krzemieni na polach znajdowałem fragmenty
krzemieni pokrytych na powierzchniach przełomów białym opalizujących nalotów.
Po latach doszedłem do tego, że to sztuczne krzemienie a ten nalot, to
doskonały i widoczny ich wyróżnik od naturalnych krzemieni. Porównując zbiory
tych kamieni doszedłem do wniosku, że powstawały przez odłupania w ciągu roku
lub kilku lat od rozłupania, współcześnie.
Dziś przyszło mi do głowy, że to wcale nie jest nalot -
rozwiązanie zagadki na końcu numeru.
fot. 4-5. Pytanie wisiało u sufitu - nalot to czy erozja cząsteczek na powierzchni, od środka czy z zewnątrz?
Wyjątkowym znaleziskiem był fragment z obrazem naprężeń od
uderzenia.
Opisywałem biały nalot jako wyciśnięcie ze środka, z masy
tworzywa, cząsteczek spoiwa na powierzchnię przełomu wg rozkładu naprężeń przy
uderzeniu. W przełomie widoczny jest rozkład naprężeń zarówno od uderzenia jak
i reakcji od podpory. Zdarzenie, udar trwał ułamek sekundy ale powstały obraz
nie jest obrazem osadu ani wystąpienia spoiwa ze środka.
fot. 6-7. W tym wyjątkowym znalezisku zobaczyłem, że to płyn płynący strużkami i gromadzący się w załamaniach, obniżeniach powierzchni. Widać też punktowy wypływ kropel mocznika.
Kolejną anomalię pokazałem w tej golonce ugotowanej do zalaniu
utwardzaczem. W przełomie wyraźnie widoczne jest białko zwierzęce (pyszna
porcja ugotowanego mięska) w środku bryły – nie tknięta utwardzaczem. Wokół
mięsa, w obrazie przełomu, wystąpienia białego opalizującego nalotu. To ślady
utwardzacza, który absorbowany był przez tłuszcz ale tu występuje na
powierzchni samoistnie i nieregularnie. Tworzy na powierzchni nieuporządkowane
mniejsze i większe plamy.
Tu muszę posłużyć się własnymi słowami sprzed lat,
proroczymi słowami;
- białka rozkładają się przez tysiące i setki tysięcy lat,
rozkładają się najdłużej – tu nawet po przetworzeniu cieplnym i w kamieniu. Czy
na pewno w kamieniu, skoro to tworzywo sztuczne?
W pozornie spokojnej bryle kamienia w utajeniu białko
wyciska spoiwo z pomiędzy cząstek skamieniałego tłuszczu (węgla). Od środka
kamienia białko zwierzęce działa siłą na zewnętrzną warstwę tłuszczu aż po
powierzchnie zewnętrzne, po stałą skorupę.
To było ciśnienie w środku bryły kamienia. Po uderzeniu
bryła rozpękła się albo pękła samoistnie od naprężeń. Nastąpił wyrzut
uwolnionych cząsteczek mocznika na otwartych powierzchniach przełomu. Nastąpił
wypływ utwardzacza w stanie ciekłym.
Toż to TAJNEJ HISTORII KAMIENI ciąg dalszy.
To kolejne zjawisko, które ma miejsce kamieniu (w tworzywie)
bez naszej o tym wiedzy. Także bez wiedzy uczonych autorytetów, to znaczy, że
go nie ma a jest.
Po perlicie węglowym i kryształach węgla, ten osad/nie osad jest kolejną ciekawostką dotyczącą sztucznego
krzemienia.
Czystego węgla w postaci płynnej jeszcze nie widziałem,
pozostawię go więc w spokoju, w postaci ciała stałego, w atomach lub
cząsteczkach.
Ale utwardzacz muszę potraktować jak płyn, bo tylko jako
płyn może tworzyć podobne wystąpienia na powierzchniach przełomów. To efekt
wyciskania płynu spośród atomów lub cząsteczek węgla. Efekt jest minimalny, bo
w mieszaninie jest go zaledwie do kilku procent. On nie występuje, on wypływa
na powierzchnię w mikroskopijnych ilościach i zastyga lub reaguje ze środowiskiem.
Zatem nasze tworzywo – sztuczny krzemień – trzeba potraktować
jako mieszaninę, ciała stałego – węgla, w cieczy, w płynnym spoiwie, w
moczniku.
Czy to roztwór stały, czy mieszanina – pozostawiam to mądrzejszym od siebie.
Ale się narobiło, roztwór w kamieniu, tego jeszcze nie było!
To kolejne trzęsienie ziemi, wkoło walą się drzewa i uczeni.
Zanim jednak wszystko się zawali muszę dedykować swoje
wymysły naszemu Ministrowi od Nauki - Panu Jarosławowi Gowinowi.
To kolejna innowacja, z którą sam będę musiał się uporać.
Znacie mnie, będę musiał obejść się bez uczonych PAN-ów, dam radę.
Foto autor s. hab. Roman
Wysocki
12.08.2017. Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.